środa, 16 stycznia 2013

Rozdział 4


Chłopcy odśpiewali chyba wszystkie piosenki , którymi podczas naszej podróży raczyło nas obdarzyć RMF . Po około półtora godzinnej jeździe musiałam zjechać na stację . Ja poszłam zapłacić , a chłopcy skorzystać z toalety . Wróciłam do samochodu i czekałam tam na nich . Po około pięciu minutach wrócili do auta.
-Ile można na Was czekać , gorzej niż z kobietami. –powiedziałam im i uśmiechnęłam się .
-Nie marudź ,  tylko trzymaj kawę. –odpowiedział mi Igła i podał mi kubek pachnącego napoju.
-Dzięki. –odpowiedziałam mu i obdarowałam go uśmiechem.
Po skończonym postoju ruszyliśmy w dalszą drogę . Na szczęście tym razem moi towarzysze nie śpiewali. Najpierw trochę porozmawialiśmy, a następnie Igła zasypywał nas kawałami i różnymi anegdotkami ze zgrupowań reprezentacji.
Po około trzydziestu minutach jego twarz się zamknęła, a po upływie kolejnych dziesięciu minut zasnął.
-Jak myślisz długo będzie tak spał? –spytałam Zbyszka.
-Nie wiem, ale jak dla mnie mógłby spać do samego Rzeszowa. –zaśmiał się ,a w tym momencie Krzysiek zaczął chrapać. Zaczęłam się śmiać , próbowałam się powstrzymać lecz nie dałam rady , Zibi do mnie dołączył i po chwili śmialiśmy się razem . Postanowiliśmy się opanować, ponieważ Bartman stwierdził, że lepiej go nie budzić.
Droga do Rzeszowa minęła dość szybko , rozmawiałam trochę ze Zbyszkiem, ponieważ Igła obudził się dopiero jakieś pięć kilometrów przed dotarciem do celu.
-Który z Was pierwszy wysiada? –zapytałam chłopców.
-Ja.-odpowiedział mi Ignaczak.
-A mógłbyś mi powiedzieć gdzie? –spytałam z uśmiechem. Krzysiek wyjaśnił mi jak mam dojechać do miejsca jego zamieszkania. Dom miał dosyć duży z pięknym ogrodem, o który zapewne dba jego żona. Kiedy nasz towarzysz wysiadł zostałam sama z Bartmanem.
-A ty mógłbyś mi powiedzieć gdzie mieszkasz? –zapytałam.
-A co masz zamiar mnie nachodzić? –zapytał z uśmiechem.
-Bardzo zabawne , bo wiesz jeśli chcesz to możesz wysiąść tutaj.-powiedziałam kiedy przejeżdżaliśmy koło jakiegoś zatłoczonego przystanku.
-Lepiej nie , jeszcze jakieś hotki by mnie rozszarpały i co by wtedy było? Takiego drugiego już nie znajdziesz. – powiedział wskazując na swoją twarz.
-Dobra. Weź skończ . –powiedziałam śmiejąc się z niego.
-Ok, ok. Skręć tutaj. –powiedział mi śmiejąc się. –Jesteśmy na miejscu. –powiedział ,gdy wjechaliśmy na jedno z rzeszowskich osiedli.
-Temu panu już dziękujemy. –powiedziałam i wyłączyłam silnik mojego samochodu.
-Może w ramach podziękowania wpadniesz na kawę, albo herbatę? –spytał robiąc przy tym minę zbitego psa.
-A w sumie to co mi szkodzi i tak powiedziałam Maćkowi, że wrócę wieczorem ,a jest dopiero czternasta, więc czemu nie. –odpowiedziałam mu.
-No to zapraszam. –powiedział i wysiedliśmy z samochodu, zamknęłam go ,a następnie wjechaliśmy windą na trzecie piętro.
Mieszkanie Zbyszka było urządzone nowocześnie, a zarazem było w nim przytulnie.
-Rozgość się, tylko nie przeraź się moim bałaganem.-Zibi uśmiechnął się i kazał poczekać mi w salonie, ponieważ mu iść na chwilę iść do sąsiadki. Usiadłam na czarnej kanapie, która okazała się bardzo wygodna. Po upływie niecałych pięciu minut drzwi od mieszkania otworzyły się, a za Zbyszkiem wbiegł mały piesek, przypuszczam, że York.
-Przepraszam, że musiałaś na mnie czekać, ale musiałem po niego iść.-powiedział wskazując palcem na małą psinę.
-Jejku jaki on jest słodki. –powiedziałam głaszcząc pieska po głowie.
-Bobek. –powiedział.
-Że co proszę? –spytałam robiąc przy tym dość dziwną minę.
-On ma na imię Bobek.-powiedział Zbyszek, a ja wybuchłam nie pohamowanym wybuchem śmiechu.
Zbyszek zrobił mi herbatę i rozmawialiśmy przez dłuższy czas na różne tematy. Jeszcze dwa dni temu nie powiedziałabym, że może być tak zabawną i miłą osobą. Wybiła piętnasta, więc stwierdziłam, że muszę się już zbierać.
-To do wtorku.-powiedziałam i już chciałam wychodzić kiedy Bartman przemówił.
-Słuchaj, a może w ramach przeprosin we wtorek to ja Cię odwiozę?- spytał z uśmiechem.
-Nie obraź się, ale na lotnisko mam zamiar jechać z Maćkiem. –powiedziałam, a z jego twarzy można było wyczytać rozczarowanie i …smutek?
-Aa. Ok. To do wtorku. –powiedział i pożegnaliśmy się. Wyszłam przed blok i ruszyłam w kierunku miejsca, w którym był zaparkowany mój samochód.
_________________________________________________________________________________
Nie jest doskonały, ani długi, ale chciałam Wam po prostu coś dodać :)
Pozdrawiam ;*